Chapter Text
Nika Mickiewicz była osobą ponadprzeciętnie zaradną. I to już nawet nie patrząc na wiek, a przecież była nastolatką, czyli człowiekiem w stadium statystycznie skrajnie nieodpowiedzialnym. Nika jednak nie miała dorosłego nadzoru bezpośredniego i od lat musiała radzić sobie sama, by nie wpaść w jakże czułe objęcia systemu opieki nad nieletnimi. Dzięki temu wykształciła się u niej nie tyle umiejętność, co wręcz niejako przymus radzenia sobie samej z problemami codzienności. I fakt, że została niedawno praktycznie adoptowana wcale tego nie zmienił. Ba, teraz wychodziły na światło dzienne problemy wynikające z tak traumatycznego dzieciństwa.
- Nigdzie nie idę! - rozległo się spod kołderki po raz enty - Szkoła jest głupia i niepotrzebna!
Tak, Nika Mickiewicz była osobą ponadprzeciętnie zaradną. A jednak wyuczony respekt do dorosłych sprawiał, że nie miała pojęcia jak grzecznie wyprosić Alinkę z łóżka, by kobieta zawiozła ją do szkoły. A przymus samodzielności zabraniał jej iść po pomoc do kuchni, gdzie operowała Ula. Nawet Szródi nie był pomocny, bo gdy dziewczyna próbowała go nasłać na nauczycielkę, puchaty zdrajca tylko rozłożył się obok kopczyka z kołderki brzuszkiem do góry.
- Pani Alinko, ale obiecała pani, że mnie pani podwiezie, bo w poniedziałki ma pani na ósmą…
- Jak cię podwiozę, to mnie Konstantynopolska, ta donosicielka, zobaczy - odparła kobieta, nie wychodząc spod swej bariery przed złem świata - I potem będzie że kłamię z L4 i mi zabiorą pieczątkę do zwolnień… Na co komu wuefistka w zimie, nie potrzebujecie mnie już…
- Pani Alinkooo… A co z byciem pedagogiem jakiego ta szkoła potrzebuje…?
- Raczej na jakiego zasługuje… - nauczycielka niechętnie wystawiła nos spod kołderki - Zimno…
- Zapraszam na śniadanie! - krzyknęła z kuchni Ula
- Pani Ula przygotowała jedzonko. Co jak co, ale ciepłe śniadanie pomaga.
- Kawusia… - westchnęła z rozmarzeniem wuefistka - Yghhh, no dobra, wygrałaś tę rundę, Mickiewicz… Idź mi się dać przebrać…
Ruda grzecznie wymknęła się z pokoju i zamknęła za sobą drzwi, po czym zameldowała Uli, że Alinka już się obudziła.
Poranki w tym domostwie wyglądały zupełnie inaczej niż w starym, dobrym półtorapokoju. Przede wszystkim Ula była wyznawczynią solidnych śniadań. Sucha bułka z konserwą odpadała. Była wojskowa zawsze wstawała wcześnie, by przygotować jajecznicę, tosty albo inne ciepłe śniadanie, uzupełniane smoothie warzywnym dla zdrowotności. I nijak nie dało się od posiłku wykręcić, przez co również i Nika zmuszona była wstawać ciut wcześniej. Nie narzekała jednak, bo nowa dieta sprawiała, że nawet z mniejszą ilością snu i tak była zawsze pełna energii. Teraz, na przykład, latała tam i z powrotem nakrywając do stołu i starając się zanadto nie ślinić, podczas gdy Ula podrzucała na patelni kolejne naleśniki. Gdy talerze i sztućce leżały już na swoich miejscach, ruda zajęła się kręceniem się po kuchni w beznadziejnej próbie porwania jednego czy dwóch naleśników. Nie udało się jej, ale w sukurs zaraz przydreptał Szródiś, któremu Ula już nie żałowała i odłożyła na talerzyk porwanego przez wypadek przy podrzucaniu naleśnika.
Minął dobry kwadrans, nim trójka domowniczek zasiadła do stołu. Alinka nadal wyglądała jakby rozważała L4, ale przynajmniej trzymała się względnie prosto siorbiąc poranną kawusię. Ula zaś, jak co rano, jadła jedną ręką, a drugą przerzucała strony w notatniku.
- Dziś wrócę późno, bo muszę kupić choinkę - posłała żonie ciężkie spojrzenie - Dlatego gotowanie spada na… - tu się zawahała - Hm. Nika, wolisz gotować, czy jechać ze mną?
- Um… Obie opcje mi pasują… - dziewczyna nie mogła się zdecydować
- Weźcie dwie od razu. Nika, wybierzesz sobie jakąś małą w doniczce, do pokoju. Zasadzimy ją w ogrodzie na wiosnę - Alince pod wpływem kofeiny zaczął udzielać się świąteczny nastrój
- Jeśli jedziemy we dwie, to kupimy obiad wracając - była wojskowa popatrzyła po zebranych, by upewnić się, że wszystkim pasuje taki układ - Sugeruję krówkę, świnkę albo kuraka, bo wigilia za tydzień i będzie bezmięsnie. Alinka, sprawdziłaś jak stoimy z ozdobami, jak prosiłam?
- A nie możemy powiesić jakichś twoich granatów? - spytała Alinka, polewając sobie więcej kawki i smarując naleśnika centymetrową warstwą nutelli - Albo jakąś modelinę owiniętą w papierek po C4… I to bombka i to bombka…
- Czyli nie mamy ozdób - podsumowała Ula, wzdychając - Acz doceniam twoją kreatywność, kochanie. Czyli po choince musimy kupić ozdoby… Względnie świeckie, jeśli nie masz nic przeciwko - tu spojrzała na Nikę przepraszająco - Świętowanie to dla nas nowość, zwykle spędzałyśmy ten czas w stylu azjatyckim…
- Święta w stylu azjatyckim…? - spytała tamta - A na choince zawsze można powiesić pierniczki i plastry wysuszonej pomarańczy…
- W Azji boże narodzenie spędza się z ukochanymi, w sensie romantycznym.
- I z kubłem kurczaka - dodała wuefistka - Pomarańczę mogę pokroić jeśli wy dwie zrobicie pierniczki.
- Nie ma to jak równy podział pracy… - była wojskowa pokiwała głową - Oby tylko Szródi nie okazał się agresywny względem lampek i całej reszty…
- Stłuczone pierniczki zawsze można zjeść, nie to co bombki... - uśmiechnęła się nastolatka
- Pierniczki, pomarańcza… Może jakieś cuksy powieśmy. Będzie smacznie i kolorowo - ucieszyła się Alinka - Nie ma sensu kupować jakichś plasticzanych śmieci co i tak za dwa tygodnie trzeba będzie je sprzątać.
- Czyli nie kupujemy ozdób, a cukierki i składniki na pierniczki… - Ula już notowała sobie listę zakupów, co było o tyle imponujące, że jednocześnie jadła śniadanie - A… Hm. Już by się wypadało zacząć przygotowywać na samą wigilię… Nika, planujesz kogoś zaprosić? - spytała uprzejmie
- A… Mogę…? - dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona
- No jasne! Myślałam o twojej Karolce i jej cioci, skoro one raczej się ze swoją rodziną integrować nie będą… I może trochę innych osób…
- O nie, ja już widzę co ty kombinujesz! - wuefistka wycelowała oskarżycielsko widelcem w swoją żonę - Ja rozumiem, że przez traumy z dzieciństwa w sierocińcu zawsze marzyłaś o stole pełnym rodziny na święta, ale nie ma mowy, że zapraszamy moją matkę!
- Przecież pani mama pomogła nam w sądzie…? - Nika dalej nie mogła się odnaleźć w rodzinnych niuansach
- Tym bardziej - ucieszyła się z nowego argumentu Ula - Twoja mama co roku śle nam prezenty i pierogi, w tym ją zaprośmy!
- Ughhh… - Alinka ukryła twarz w dłoniach - Dobra. Ale żeby nie było, że nie ostrzegałam.
- Nie dramatyzuj - była wojskowa poklepała ją po plecach - Będzie dobrze. A wracając… Nika, popytaj przyjaciół, zadzwoń do cioci… Ściągnij kogo chcesz, miejsce się znajdzie - posłała dziewczynie krzepiący uśmiech - Acz liczę, że pomożesz z gotowaniem, bo żeby tych wszystkich ludzi ugościć dom musi zostać w jednym kawałku, więc Alinki do kuchni nie wpuszczamy.
- Jasne, że pomogę! Acz przy takich przygotowaniach to i trzecia para rąk by się przydała… Może zaproszę Karę już na wspólne pieczenie pierniczków… Dzisiaj w szko… - Nika spojrzała na zegarek - O nie! Już po siódmej! Musimy się zbierać, by ominąć korki!
- Ciekawe czy mam dzisiaj dyżur… - zastanowiła się na głos wuefistka
- Spakuję wam po kilka naleśników do śniadaniówek, lećcie się odziać - Ula postanowiła wyjątkowo odpuścić w kwestii kulturalnego śniadania - Nika, po szkole zapraszam do Shibden, stamtąd pojedziemy na zakupy.
Dziewczyna skinęła jej głową i pobiegła przygotować rzeczy do szkoły.
- Alina, ty zostań - była wojskowa zatrzymała żonę gestem, szepcząc konspiracyjnie - Mam dla ciebie zadanie bojowe.
- Mam ci latarkę potrzymać? - spytała tamta
- Nie. Nie masz dziś rady pedagogicznej ani nic, więc po szkole zjedź miasto i przygotuj listę potencjalnych prezentów dla młodej. Coś musimy jej załatwić na pierwsze względnie normalne święta.
- Może laptopa? Ileż można wytrzymać z tym starym pecetem…? - Alinka też ściszyła głos
- Dobra rzecz do szkoły… Okej. To objedź wszystkie sklepy okołotechnologiczne i sprawdź ceny. Szukaj lapków małych, lekkich, ale z mocnym wnętrzem - Ula zastanowiła się - I z jakąś torbą do tego. I słuchawkami, najlepiej bezprzewodowymi. I może powerbank…
- Uluś, kochanie, zwolnij - wuefistka cmoknęła tamtą w czoło - Poszperam to wszystko i zrobię ci tabelkę w Excelu, jak lubisz.
- Po prostu… Chcę żeby jej tu było dobrze… - zarumieniła się była wojskowa. I prawie zeszła na zawał, bo Szródi postanowił wskoczyć na stół tuż obok niej. Jednak zamiast siać chaos jak zwykle kitek zaczął się do niej łasić - Oh… Um… - pogłaskała futrzaka, uspokajając się nieco
- Wiem, ja też. To dobry dzieciak, zasługuje na odrobinę stabilności i poprawę warunków życiowych - Alinka wyciągnęła z szuflady woreczki śniadaniowe, by nałożyć sobie do nich naleśniki
- Ja ci to spakuję, ty się leć ogarnąć, bo wyglądasz jak prosto z łóżka, kochanie…
- No fakt, czas goni. Dziękuję - kobieta ponownie cmoknęła swoją żonę i pobiegła się przebrać, mijając się z wracającą Niką w korytarzu
Jakimś cudem obie uczęszczające do gimnazjum imienia Stefana Kuszmińskiego (plus martwy kot) w końcu zdołały załadować się do auta. Obecność Szródisia była o tyle problematyczna, że kitek nabrał już dość sił, by ukazywać się statystycznym żyjącym, a jednocześnie odmawiał opuszczenia swojego wybranego ludzia. Nika musiała zatem pakować go do torby i tam głaskać, by nie uciekł. Teraz więc siedziała, wyglądając przez przednie okno autka wuefistki, miziając mechanicznie swego pupila. Alinka zaś coraz dobitniej odkrywała, że nie odpowiada jej obecność nastolatki podczas jazdy, bo przez nią nie mogła nawet porządnie poprzeklinać na sytuację na drodze.
- Pani Alinko…? - odezwała się w końcu Nika, gdy nauczycielka po raz piąty zwyzywała współkorkotwórców od “gamoni”, “gałganów” i “żółwi na kołach” - Pani Alinko, bo ja chciałam zrobić Karze jakiś prezent na święta, tylko nie mam pomysłu…
- A ja mam mieć? - zdziwiła się kobieta - Znaczy… Ja się nie znam za bardzo na tym co lubią leśne ludziki…
- A co by pani sprezentowała pani Uli…?
- Zwykle daję jej jakieś drobiazgi z tych jej sklepów okołomilitarnych… Wiesz, jakieś noże, scyzoryki, nerki, butelki, palniki i inne takie pierdółki… Ulcia ma listę życzeń w swoim notatniku, czasem jej tam zaglądam dla inspiracji.
- Ona wystrugała mi kuksę… Chyba powinnam jej zrobić prezent własnoręcznie…
- Em… Ja się na struganiu nie znam, może zagadaj do Ulci jak dziś będziecie jeździć…
- Tak zrobię… Ale dziękuję za pomysły.
Rozstały się pod szkołą, a Nika musiała wręcz biec by się nie spóźnić na pierwszą lekcję. Od kiedy zamieszkała u Uli i Alinki spóźnienia zdarzały się jej zdecydowanie za często. Ale w szkole najedzona uczyła się lepiej. Nawet jeśli przerwy spędzała najczęściej na gadaniu z Karą. Tego dnia przedmiotem rozmów były zbliżające się święta, klasowa wigilia i coroczne pytanie: „co kupić wylosowanej osobie na prezent?”. Kara nie miała takich problemów jak jej dziewczyna, stawiała na swoje zdolności rzeźbiarskie. Od czasu rozwiązania spraw rodzinnych i bycia zaakceptowaną przez babskie grono szkolne blondynka nie kryła się już ze swoimi zainteresowaniami i pasjami. Nie zamierzała zatem kupować taniego plastiku w ramach niewyróżniania się. Bardzo fajnie, Nika wspierała taką postawę swej drugiej połówki, jednak jej samej to nie pomagało. Zwłaszcza że wylosowała Neta. Tak, ironia losu nie oszczędziła rudej i tym razem.
- Przecież mu nowego kompa nie kupię, on i tak pewnie dostanie nowego od rodziców…
- Nikuś, budżet to pięć dych - uspokoiła rudą Kara - Za tyle to dorwałabyś sprzęt chyba tylko na śmieciarach. Nie panikuj, kup mu w Shibden lizaka w dorosłym kształcie i i tak się ucieszy.
- Jak ktoś to zobaczy to może być problem… Ugh, ty masz Lucka i wiesz co mu ogarnąć, zazdro…
- Oboje lubimy w bodybuilding, to wiesz… - blondynka wyszczerzyła się - Muszę tylko teraz mu się przyglądać żeby zapamiętać profil pod późniejsze rzeźbionko. Co lubi Net poza sferą komputerową?
- AI? Gry? Jedzenie?
- O, jedzenie mu zrób.
- Upiekę tyle pierniczków, że się nie pozbiera.
- No i widzisz, już masz plan. Czyli nie musisz się stresować - Kara cmoknęła swą dziewczynę w czoło i wyszczerzyła się psotnie - Przyjdziesz dziś po lejbach na trening?
- Przyjdę, przecież wiesz, że zawsze przychodzę ci pokibicować.
- I wcale nie patrzeć na moje ramionka w akcji.
- Wcaaaaale - Nika również wyszczerzyła się zawadiacko
Niby miała dziś po lekcjach biec do Shibden Hall, ale przecież pół godziny różnicy nie zrobi. A co się napatrzy to jej. Dlatego spędziła swój czas w szkole w radosnym oczekiwaniu. Szródi był grzeczny, jej bento pełne pyszności na lunch, zdobyła piątkę za aktywność na matmie… Nawet z Netem i świeżo odgipsowanym Felixem zamieniła więcej niż kilka słów na przerwie. Mówiąc krótko, wszystko się rudej tego dnia układało. A gdy po lekcjach zasiadła na trybunach w sali gimnastycznej by przyglądać się jak jej dziewczyna ćwiczy, była już przeszczęśliwa. Nie była może jakąś wielką miłośniczką piłki ręcznej czy sportu ogółem, ale zdecydowanie zaliczała się do grona fanek Kary. Grona, które, ku jej przerażeniu, może nie było jakieś ogromne, ale definitywnie istniało, bo odkąd blondynka wyszła ze swojej społecznej skorupki, zaczęła reprezentować szkołę w paru różnych konkursach. Nie tylko sportowych. A że reprezentacja ta była całkiem na poziomie, to i na apelach nazwisko Brzezińska zaczęło padać całkiem często, co, biorąc pod uwagę, że dziewczyna chodziła do tego gimnazjum od niedawna, było nie lada osiągnięciem. Z takim powodzeniem mogłaby zostać prezydentką samorządu uczniowskiego, z tym że wybory były we wrześniu. Nie żeby Kara się pchała na piedestał. Ba, mimo bycia jedną z bardziej znanych osób w szkole ze względu na swe osiągnięcia i swoistą legendę z którą do gimnazjum przybyła, blondynka wolała trzymać się na uboczu i spędzać przerwy szczebiocząc z Niką, ścigając się po patio z Lucjanem albo researchując oldschoolowy survival i bushcraft w bibliotece. I usiłując przy tym zmusić Szródisia, by nie kładł się na książkach. I by ich nie drapał. I nie gryzł. I nie atakował Bukwy. Nigdy jednak nie narzekała, a nawet wydawała się wręcz dumna z faktu, że czasami to ją duchokotek postanawiał śledzić.
Tak, można chyba całkiem obiektywnie powiedzieć, że Nika zaklepała sobie bardzo fajną drugą połówkę. Tym trudniej było rudej pożegnać się przed wyruszeniem do pewnego seksszopu. A jednak wytuliła swoją dziewczynę, życząc jej miłego popołudnia, przeprosiła, że nie może jej odprowadzić do domu, bo obiecała pomóc przy wyborze choinki, i zwieńczyła rozmowę cmokiem na do widzenia. A potem prędko opuściła salę, odprowadzana gwizdami i śmieszkami innych szczypiornistek z tak słodziaśnego pokazu przylepowatości.
Do Shibden Hall dotarła z prawie godzinnym opóźnieniem, już od progu wołając panią Ulę. Nie żeby trzeba było wołać, bo kobieta tkwiła na swoim miejscu za ladą, tłumacząc jakiejś klientce coś na temat sprzedawanego asortymentu. W każdym razie po transakcji można było zamykać sklep i jechać po jakiś zielony wiecheć. Szkółka na szczęście była niedaleko, choć sprzedawane drzewka zdecydowanie przebrali już inni klienci. Niemniej Ula z Niką wybrały największą choinkę jaka zmieściłaby się pod sufitem w salonie i jakąś małą, w donicy, do pokoju rudej. Wrzucenie zakupów na pakę terenowca byłej wojskowej nie stanowiło problemu, ale gorzej z unieruchomieniem. W ruch musiał pójść awaryjny paracord z bransoletki. A potem jeszcze do marketu… Produktów potrzebnych do pieczenia pierniczków było sporo, szczególnie że Nika pochwaliła się Uli swoim planem na prezent świąteczny dla Neta. Ale wciąż trapiło ją najtrudniejsze: co przygotować dla Kary? Była wojskowa jednak miała gotową odpowiedź, przez którą po zakupach spożywczych musiały jeszcze skoczyć do pasmanteryjnego po nici. Otóż Nika, zdolna i samodzielna, miała zająć się krawiectwem taktycznym. Ula znalazła w internecie tutoriale, by rudej samej z pomysłem nie zostawiać. Ba, po powrocie do domu wytargała maszynę do szycia z garażu oraz stos całkiem zdatnych do użytku ścinków cordury. Zaoferowała nawet, że nauczy dziewczynę podstaw posługiwania się maszyną, by ta prezent dla Kary mogła już wykonać sama. Skończyło się na tym, że obie siedziały do późna nad planami najbardziej pojemnej, zorganizowanej i wypasionej nerki jaką świat widział. Dopiero grubo po drugiej w nocy Ula zdołała wziąć prysznic i walnąć się na łóżko obok żony.
- Rozładowałaś choinkę z auta? - spytała tamta niewinnie
- Jutro - mruknęła w poduszkę była wojskowa
- Wiesz, że nie możesz tyle z młodą po nocach siedzieć. Przez ciebie niewyspana będzie i stopnie jej ucierpią.
- Wieeem…
- Nad czym tak siedziałyście, co? - nauczycielka wtuliła się w swoją ukochaną
- Młoda będzie szyć kołczan prawilności dla swojej - Ula odwróciła się leniwie na bok, by odwzajemnić tula - Bardzo się zaangażowała, to aż urocze… A jak twoje bojowe zadanie?
- Plik w Excelu zrobiony. Mam trzy typy z laptopami, ale musisz mi pomóc się zdecydować.
- Jutro, Alinuś, jutro… - ostatnie słowo płynnie przeszło w ziewnięcie. A potem chrapnięcie.
Chapter Text
Poranek dwudziestego czwartego grudnia rozpoczął się wyjątkowo wcześnie, rykiem miniaturowej piły mechanicznej, którą Ula przycinała pieniek choinki do średnicy mieszczącej się w otworze stojaka.
- Borze gęsty, Uluś, czy ty bogów w sercu nie masz?! - Alinka od razu dała znać o swoim niezadowoleniu, otulając się puszystym szlafrokiem u wejścia do salonu
- Nie lepiej to obstrugać nożem…? - zgodziła się stojąca obok Nika, nadal w piżamie i z kudłem na głowie
- Cieszcie się, że w ogóle dbam o takie szczegóły! - odparła była wojskowa, na moment wyłączając piłę i szczerząc się zawadiacko - Jak byłam mała nie miałam stojaka, musiałam sama trzymać choinkę!
- Patologia w tych sierocińcach… - ziewnęła wuefistka - Idę spać, obudźcie mnie na prezenty…
- O nie, wracaj tu! Ja i Nika gotujemy, ty masz toto ozdobić!
- Przecież tych pierniczków jest pierdyliard!
- Weź z szafki wstążkę i nawlekaj. Tylko najpierw światełka zawieś. A gdy skończysz z pierniczkami, to porozwieszasz cukierki na nitkach - Ula pomajtała drzewkiem by upewnić się, że na pewno będzie stało, po czym podniosła się, otrzepując kolana z choinkowych igieł - No, nie stójcie tak. Długi dzień przed nami, zapraszam do pracy.
Do przygotowania było kilka rodzajów ryb i sałatek. Madame Josephine oraz rodzice Neta i Felixa mieli zjawić się z jedzeniem, ale dobroci nigdy za wiele. Ciocia Amelia, znając ją, też pewnie z czymś już jechała. Szykował się bardzo tuczący wieczór. Póki co jednak zostało do niego ładnych kilka godzin i Nika spędziła ten czas pomagając w kuchni, nakrywając do stołu, pomagając Alince w dekorowaniu (całkowicie bez podjadania) choinki i oganiając się od Szródiego. Oraz walcząc ze łzami, które cisnęły się jej do oczu pod wpływem rodzinnej atmosfery. Acz nie tylko jej serduszko okazało się tak wrażliwe, bo Ula też pokątnie ciągała nosem, szczerząc się radośnie nad kolejnymi półmiskami.
- Ja naprawdę nie wiem czy sashimi to potrawa świąteczna… - westchnęła, pakując do lodówki paterę pełną kawałków surowej ryby
- Jest, jest! - krzyknęła jej z salonu Alinka - Ja i Szródiś to potwierdzamy!
- Czy jest miejsce na jeszcze jeden półmisek ryby po grecku…? - Nika spojrzała byłej wojskowej przez ramię, uważnie lustrując tego wigilijnego tetrisa w lodówce
- Nie ma… - kobieta zmierzyła krytycznym wzrokiem tony jedzenia - Hm. Może wyjmijmy pierogi i krokiety, je i tak będziemy podgrzewać, więc nie muszą być zimne…
Zabrały się za jedzeniowe przemeblowanie lodówki, a gdy wszystko co trzeba udało się upchnąć, wycieńczona ruda klapnęła na kuchenny stołek. Szródi natychmiast wtarabanił się jej na kolana, niewidzialny, ale głośno mruczący.
- Jak mamy za dużo jedzenia to ja mogę coś na to poradzić… - Alinka stanęła w progu kuchni
- Już zjadłaś wszystkie cukierki na choinkę? - Ula spojrzała na nią z rozbawieniem
- Nieee… Kilka zostawiłam żeby przehandlować od was jakieś jedzenie.
- Wytrzymasz do wieczora, kochanie.
- Ale jeszcze trzy godzinyyy…. No dobra, trzeba prezenty zapakować…
- Widzisz, jakoś wytrzymasz - była wojskowa podeszła do nauczycielki, by cmoknąć ją w policzek - Idę do garażu. Nika, pilnuj, proszę, lodówki, żeby ta tu nic nie podżarła - poleciła tylko półżartem - Zawołam cię jak będę się zbierać na dworzec po twoją ciocię.
- Yhyyy… - ruda powlokła się pomóc pomóc pani Alince przy wyborze świątecznych papierów do pakowania. I tylko w tym, bo belferka zaraz ją pogoniła, żeby “nie przeszkadzała”. Nice pozostało więc przygotować sobie ubranie na wieczór, a następnie upewnić się telefonicznie, że wszyscy zaproszeni na pewno przyjdą. To były pierwsze święta od dawna na które tak bardzo się cieszyła…
Podekscytowana przebrała się w nową sukienkę, którą kupiła sobie na mikołajki, poprawiła kokardy na przygotowanych przez siebie prezentach dla swoich opiekunek, Kary i przyjaciół i odetchnęła cicho, szczęśliwa, że w końcu spędzi święta z własną rodziną… Ciut inną niż ta, którą pokazywały najstarsze ze zdjęć zdobiących ściany jej pokoju, ale jednak rodziną. Dziewczyna uśmiechnęła się, poprawiając zdjęcie swoich rodziców, by wisiało równiutko. Miała nadzieję, że jej tata nie miałby nic przeciwko temu, by nazywała rodziną skupisko swoich przyjaciół i nieco odklejonych od statystyki dorosłych. Tak, gdyby tu był, na pewno dołączyłby do świętowania… W przeciwieństwie do mamy, która nadal była nie wiadomo gdzie. Ale o niej ruda wolała nie myśleć. Nie dziś. Reszta Superpaczki kazała jej przysiąc, że choć w święta przerwie rozpaczliwy internetowy research i zaprzestanie prób kontaktu z Amais. Nie miała więc wyboru. Parę dni jej nie zbawi… Otarła z oka zabłąkaną łzę i poczuła jak Szródi ociera się jej o nogę. Pochyliła się zatem i zagarnęła w ramiona widmowego kotka.
- Szróduś, zadanie dla ciebie mam - oświadczyła duchowi - Musisz przysiąść na pani Alince i zmusić ją do miziów gdzieś poza salonem żebym mogła włożyć prezenty pod choinkę.
Zjawa miałknęła chętnie. Z wypowiedzi zrozumiała tylko “Alince” i “miziów”, ale to wystarczyło by w półprzezroczystej główce wykiełkował pomysł na zebranie należnej atencji. Nika wolała nie myśleć co będzie, gdy ta puchata kulka nadprzyrodzoności zacznie się przystawiać do gości na wigilii. Poczekała aż duch pójdzie zebrać daninę, ukradkiem przemknęła się do salonu, schowała prezenty w rogu, za choinką, tak, że nie rzucały się od wejścia w oczy i równie cichutko przemknęła się ponownie do pokoju. Misja wykonana, wszystko zgodnie z planem. Sprawdziła godzinę i zaczęła się ubierać do wyjścia. O ile PKP nie wywinie psikusa, to ciocia Amelia powinna przyjechać za pół godziny, co znaczy, że już powinny zbierać się na dworzec. Przebrana pomaszerowała do garażu, gdzie zastała Ulę pochyloną nad silnikiem swojej terenówki.
- …Pani Ulu…?
- A! - kobieta podskoczyła, zaskoczona, i palnęła się głową w postawioną maskę auta - Ała… Nika, co mnie tak straszysz…? - zerknęła na zegarek - Oj. Wybacz, zagapiłam się… Daj mi pięć minut…
- Ale takie szybkie... Nie chcę by ciocia została sama na peronie...
- Tylko się przebiorę! - była wojskowa już biegła
Na jej usprawiedliwienie należy powiedzieć, że zmiana ubrania nie zajęła jej długo. Wprawdzie nadal miała na karku smugi z jakiegoś smaru, ale na czas dowiozła podopieczną na dworzec. Nika nie zdążyła nawet porządnie zmarznąć, nim podjechał wyczekiwany pociąg z Krakowa. A wysiadającej z niego cioci Amelii, ubranej w elegancki, jednokolorowy zestaw niczym królowa angielska, nie dało się przegapić. Ba, staruszka od razu wyłowiła w tłumie bratanicę i dotarła do niej niczym lodołamacz, ciągnąc za sobą walizkę, którą to dziewczyna przejęła zgrabnym ruchem, od razu zagadując jak podróż, czy przedział ogrzewany, czy się ciocia nie zanudziła tak sama… Kobieta jednak pytania zignorowała, łapiąc rudą za ramiona i przyglądając się jej badawczo. Czegokolwiek szukała w twarzy Niki, najpewniej to znalazła, bo uśmiechnęła się nawet lekko.
- Dobrze wyglądasz, dziecko - stwierdziła na dzień dobry, nim dziewczynę mocno przytuliła
- Ciocia również - tamta odwzajemniła przytula - Dobrze ciocię widzieć. Tym razem z racji trochę lepszej okazji niż ostatnio…
- Doceniam twój brak dalszego zadzierania z policją - zgodziła się staruszka - Przyszłaś sama w taką zimnicę?
- Nie… Pani Ula czeka w aucie, żeby nie płacić za postój…
- W takim razie chodźmy - mimo braku informacji gdzie konkretnie czeka transport, ciocia Amelia żwawo ruszyła ku wyjściu z dworca - Mało dzwoniłaś ostatnio… Jak ci się żyje z tymi kobietami? Dbają aby o ciebie?
- Aż za bardzo. Czasami nie mogę się od nich opędzić, tak mnie chcą dokarmiać… Ja wiem, że byłam chuda gdy do nich przyszłam, ale już jest okej.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze - starsza pani wydawała się ukontentowana odpowiedzią
I to na tyle, że gdy dotarły do terenówki Uli ciocia Amelia przywitała się nawet wylewnie. Podróż do domu minęła na opowiadaniu staruszce jak Nice idzie w szkole, czy z kuratorką wszystko w porządku i generalnie o życiu. Egzystencję Szródiego, który został w domu, chwilowo pominięto milczeniem.
Problemy zaczęły się już w mieszkaniu, gdy pieszczoch się zaczął do gościni łasić. Na szczęście tym razem przybrał formę całkowicie widoczną, przynajmniej chwilowo odraczając nieunikniony moment tłumaczenia czemu tu i tam lata sobie duch namolnego kitku. Ale, co ważniejsze, oprócz Szródiego w domu czekały też już pierwsze gościnie: Madame Josephine i Kara. Tę drugą szczególnie trudno było poznać, bo w ramach odświętnego ubioru zmuszona była zrezygnować z bojówek i wcisnąć się w czarne jeansy. Acz nie powstrzymało jej to przed wypchaniem kieszeni masą praktycznych gadżetów. Przez te kieszenie średnio wygodnie się blondynkę tuliło. Nie żeby Nikę to powstrzymało.
- Kara! - od razu rzuciła się wytulić ukochaną - Co to za nagła zmiana ciuchów?
- Tego podobno wymaga kultura - odparła tamta, lekko podnosząc rudą nad ziemię siłą przytula. Zaraz jednak ją puściła, gdy jej wzrok napotkał spojrzenie cioci Amelii - Oj. Eee… Dzień dobry…
- Młode jesteście, możecie szaleć - przyzwoliła na wylewne powitania staruszka, nim dosiadła się przy stole do Madame Josephine, by poplotkować o czym tam sobie gadają stare ludzie
- Jeszcze czekamy na Felixa i Neta z ich rodzicami i… Na panią Weronikę - Nika spojrzała na zegarek w telefonie - Mają trochę czasu…
- To co, może posiedzimy u ciebie, z dala od dorosłych? - zaproponowała niewinnie Kara
- Możemy - Nika uśmiechnęła się równie niewinnie i poprowadziła swoją dziewczynę w bardziej zaciszne rejony domu
Szródi potuptał za nimi, by robić za przyzwoitkę. Taki był odpowiedzialny.
Cała trójka wkrótce zaległa na nikowym łóżku. To znaczy gospodyni jeszcze włączyła lampki na swojej minichoince dla klimatu. A jej kitku rozłożył się Karze na piersi i zapatrzył w mrygające światełka jakby planował z nimi starcie.
- Cieszę się, że możemy razem spędzać święta… - Nika wtuliła się w blondynkę
- Ja też - zamruczała tamta - Wreszcie bez wiszących nam nad głowami dram… Miło tak względnie normalnie sobie po prostu być - objęła rudą ramieniem, miziając ją delikatnie po plecach - Nawet jeśli twoja ciocia troszkę mnie przeraża.
- Mnie trochę też, ale póki co nie robi problemów i oby tak pozostało.
- Problemy to robi mojej cioci… Zapsiapsiółkowały się, dzwonią do siebie parę razy w tygodniu, wiesz?
- Oh… Tego się nie spodziewałam, szczerze mówiąc… - przyznała ruda - Moja ciocia się bawi w horoskopy?
- Raczej w nawracanie mojej cioci żeby poszła do kościoła… I wzajemnie zresztą, bo moja ciocia dłużna nie pozostaje i chce twojej tarota stawiać przez telefon czy coś… Nie wiem, nie wtrącam się im w prywatne relacje - Kara wyszczerzyła się psotnie
- I one tak do siebie dzwonią co tydzień? Nie pożarły się jeszcze…?
- Z tego co wiem to nie. Chyba za stare są na żarcie się o pierdoły. I bardzo dobrze - blondynka przeniosła rękę ciut wyżej i zaczęła się bawić nikowymi lokami - Yghhh… Mogłabym tu zostać… W sensie, nie wychodzić tam do ludzi… Albo zwiać przez okno do lasu żeby uniknąć składania sobie niezręcznych życzeń…
- Mówisz “wszystkiego najlepszego, zdrówka, szczęścia”, a w przypadku dorosłych też urlopu - Nika cmoknęła ją w nos zadziornie
- Ty to jak zwykle wszystko masz obcykane…
Rozmowę przerwało im ciche pukanie do drzwi.
- Mogę się tu schować przed dorosłymi, czy jesteście zajęte? - rozpoznały głos Felixa
- Felix! - Nika zerwała się z łóżka, poprawiła wygniecioną sukienkę i otworzyła chłopakowi drzwi - Miło cię widzieć!
- Hej - chłopak uściskał ją na powitanie. A potem Szródisia, bo ten zaraz się przypałętał, by zebrać mizie - Brzezińska - skinął Karze głową
- Polon - tamta odpowiedziała tym samym - Widzę, że ciebie też familia zmusiła do porzucenia bojówek na rzecz tak zwanej elegancji.
- No, najgorzej.
- Współczuję - Nika popatrzyła po nich z uśmiechem, ale szybko przeniosła wzrok na Felixa - Laura z rodzicami w górach?
- Aha. Ściga yeti czy inne ćmamuty. Ale mówiła, że może zadzwonić na Telegramie jakoś wieczorem - chłopak też się uśmiechnął, przysiadając przy biurku i biorąc Szródiego na kolana
- Ćmamuty? - spytała blondynka
- Długa historia.
- To powodzenia dla niej… - ruda pokiwała głową - Niech nam upoluje jakieś oscypki czy coś…
- No co ty, takie normikowe? - oburzył się Felix - Jakbyś mojej Laury nie znała…
- Awww… - zachwyciła się Kara - Spokojnie, już my znamy TWOJĄ Laurę…
Dzwonek do drzwi oznajmił przybycie kolejnych gości.
- Uhm… Chyba jednak trzeba będzie wyjść i się przywitać.. - westchnęła Nika
Pozostała dwójka westchnęła równie zbolale, jednak nie było co poradzić. Grupką powlekli się do salonu, by przywitać się z nowoprzybyłą panią Weroniką. Pani mecenas w zgrabnej garsonce przywitała się z wszystkimi obecnymi po kolei. Była chyba pod wrażeniem liczby gości, ale tego nie skomentowała. Uśmiechnęła się tylko, wręczając Uli torbę pierogów i siadając do stołu, by dołączyć do dyskusji jaka rozgorzała między ciociami. Nie dało się też nie zauważyć, że pod choinką zaczyna brakować miejsca, a tetrisem można było określić już nie tylko zawartość lodówki. Sytuację jeszcze bardziej rozchwiało pojawienie się familii Bieleckich, z rozradowanymi bliźniakami na czele. Pompek i Prumcia stawiali pierwsze chwiejne kroki, trzymając się zimowych płaszczy rodziców. Net uważał, by się nie powywalali, gdy rodzice usiłowali się rozebrać. Potem zaczęło się witanie i przedstawianie, bo akurat Bieleccy z szerszym gronem rodziny Niki jeszcze nie mieli okazji się poznać. Wszystko jednak wskazywało na to, że towarzystwo dorosłych się między sobą dogada. Bratosiostra zaś zajęli się atencjonowaniem Szródisia. Kot na szczęście nie był w nastroju na drapanie i gryzienie, bo dzielnie znosił nieporadne mizie maluchów. Ula i mamy chłopaków zaraz zaczęły dzielić stół na terytoria pod względem czyje i jakie potrawy mają gdzie stać, Alinka puściła z laptopa jakieś ciche kolędy, a spod choinki zaczęło się wylewać morze kolorowych paczek.
- No i w tym roku też nie przydybiemy czerwonego… - westchnął Net, lustrując spojrzeniem prezenty
- Za rok robimy u mnie - zgodził się Felix - Kamery będą gotowe na trzy dni przed.
- No chyba mi nie powiecie, że zasadzacie się na świętego Mikołaja? - prychnęła Kara, ale jej rozbawienie zaraz się rozmyło pod wpływem ciszy ze strony chłopaków - Nie no, serio?
- No co? W świętego Mikołaja też nie wierzysz…? - Nika pokręciła głową - Co ja z tobą mam…
- Ze Szródisiem nie miałam racji, prawda - zgodziła się z pewnym trudem tamta - Ale w spersonifikowany banner Coca-Coli zasuwający po niebie w sankach z latającymi jeleniami nie uwierzę.
- Niewierna Tomaszka - mruknął nie bez uciechy Net - Jeszcze sporo przed tobą…
- A na razie… - Nika wzięła z koszyczka przyniesiony przez ciocię Amelię opłatek - Wesołych świąt. I spokojnego Nowego Roku.
Zainicjowała tym gestem falę życzeń, bo każdy każdemu musiał je złożyć i zakosić kawałek opłatka. A po życzeniach przyszedł czas na kombinowanie jak wszystkich gości rozsadzić, bo młodzież chciała razem, najstarsza młodzież tak samo, a średniaki musiały się pomieścić gdzieś pomiędzy tymi dwoma klikami. Pierwsze ciepłe potrawy wjechały na stół. Barszcz z uszkami, paszteciki. Inne dania również cieszyły się powodzeniem, ale nim jedzący dotarli do ciast, bratosiostra zaczęli dobierać się do prezentów. W końcu były to też ich urodziny, należało im się nieco rozpieszczenia. A za najmłodszymi rozglądać się za pakunkami zaczęła reszta przyszłości narodu. Sortowanie to był prawdziwy chaos, ale ostatecznie każdy wylądował z własnym stosikiem podarunków, a Szródi kursował pomiędzy zebranymi polując na ścinki papieru i kartony, które były zdecydowanie lepszymi zabawkami niż cała wieża z drapakiem którą dostał.
Nika niepewnie zerkała na Karę, powoli rozpakowującę swój stosik. Prezent od niej był ostatni w kolejce i ruda bardzo chciała zobaczyć reakcję swojej dziewczyny. I ojej, reakcji się doczekała.
- O ja, nerka! - blondynka praktycznie rozerwała paczkę i poczęła rozsuwać zamki, sprawdzać klamry i miziać panel na narzepki - Ale zarąbista! - od razu zaczęła wypakowywać sprzęt z jeansów i wsuwać go w gumowany organizer
- Jakiś custom? - Felix też się zainteresował - Baribal?
- Nie ma metki… Przyznać się, od kogo to!
Nika z trudem ukryła pąs.
- Od Mikołaja - uratowała ją Alinka
Kara zmierzyła kobietę podejrzliwym wzrokiem. Wolała jednak z nauczycielką nie zadzierać, toteż zaakceptowała taką odpowiedź i po załadowaniu nerki założyła ją, już się przyzwyczajając do nowego sposobu przenoszenia szpeju. Z kolei Nika stawiała czoła teraz własnym prezentowym problemom, bo… Cóż, nie liczyła na nic wielkiego, była przyzwyczajona do kusych świąt i obecność cioci Amelii wiele tu nie zmieniała. A jednak już zdążyła otworzyć szwajcarski scyzoryk, całkiem porządną, choć sztywną torbę, bezprzewodowe słuchawki i mysz, jakieś kable, turbopojemnego pendrive’a i dysk… Tak, te drobiazgi powinny były ją przygotować na to, co zastanie w największym kartonie. A jednak skończyło się niemal na omdleniu. Na widok laptopa nie potrafiła powstrzymać łez. Nie spodziewała się, że nowa rodzina zafunduje jej taki prezent. Bo że to sprawka Mikołaja to wierzyć się jej nie chciało.
- No i co, teraz już będziesz się musiała lepiej nauczyć w kompjutry - powiedziała jej Kara, podsuwając ukradkiem chusteczkę i cmokając w bok głowy
- Oj przestań - Nika wtuliła się w swoją dziewczynę, wciąż w szoku
- Nie przestanie bo ma rację - poparł blondynkę Net - Teraz już nie ma że Eftep, musisz zacząć poważniej się obchodzić ze sprzętem. Pracki na polski będziesz mogła pisać dla całej klasy…
- No wiesz? Już nie robię handlu wymiennego za kanapki…
- Jasne, teraz już tylko twarda waluta… Albo twarda czekolada…
Na dźwięk ostatniego słowa bratosiostra poderwali się znad nowych zabawek, rozglądając się czujnie niczym ogary wietrzące zwierzynę. Czekolady jednak nie dojrzeli, toteż wrócili do zabawy.
- Już ty lepiej nic tu nie insynuuj - rudą wzięła w obronę jej druga połówka - Poza tym po co Nika miałaby tracić czas na pisanie rozprawek, skoro może na internecie zbierać zlecenia na fanfiki? To jest prawdziwy biznes w dzisiejszych czasach…
- Brzmisz jak Laura - zauważył Felix
- Laura pisząca fanfiki? W tym wydaniu jej jeszcze nie widziałam… - zaciekawiła się Nika
- Mogę ci potem podesłać… A jak włączysz tego lapa i zainstalujesz Telegrama, to może Laura nawet sama ci podeśle co naskrobała.
- Oj męczycie mnie… - Nika zabrała się za odpalanie laptopa, czytanie regulaminów i przeklikiwanie przed podrzucane przez system okienka. Odkąd wyegzorcyzmowała Manfreda technologia nie stanowiła już dla niej takiej tajemnicy, więc szło jej całkiem sprawnie. Nawet nie potrzebowała pomocy by podłączyć się do domowego WiFi, choć bluetooth zajął jej kilka minut. Ostatecznie jednak wkrótce wszystko śmigało i Laura dołączyła do reszty młodzieży w formie cyfrowej.
- Wesołych świąt - przekrzykiwali się nawzajem
- Zostawimy ci trochę pierniczków!
- Pompek, nie, nie wolno zjadać myszki!
Ze stołu znikały kolejne półmiski, zastępowane nowymi. Gwar rozmów i generalny radosny nastrój udzielił się wszystkim, i to na tyle, że w którejś chwili Ula pozwoliła Alince pójść po coś do kuchni. Na pewno przydałyby się serwetki, bo byłej wojskowej znów się łezka w oku kręciła od atmosfery.
- Dziecięca radość się udziela? - Lila Bielecka zagadała przyjaźnie, oferując chusteczkę. Jako matka trzech chaosów na nóżkach musiała być przygotowana na wszystko.
- Może ciutkę - Ula przyjęła chusteczkę z ulgą, starając się nie patrzeć na tę część salonu, w której młodzież rozsiadła się i chichrała między sobą - Jeszcze nigdy nie spędzałam tak świąt…
- Macierzyństwo zmienia… Zwykle na lepsze - dołączyła się Marlena Polon
- Macierzyństwo? O czymś nie wiem? - Alinka wróciła z tacą tropikalnych smoothie na popitkę uczty
Ula parsknęła cicho na ten widok, ale wzięła szklaneczkę.
- Mieszka z nami taka jedna od miesiąca i już zapomniałaś? - uśmiechnęła się ciepło do żony - Nie, nie odpowiadaj, wiem, że nie - ściszyła nieco głos - Ustalałyśmy, że laptop i słuchawki wystarczą na początek, a ty jak zwykle poszłaś na całość…
- Ja? - zdziwiła się nauczycielka, sadzając się obok i rozdając napitki - Toć wiem że to twoja sprawka… A młoda… To się nazywa landlordowanie, a nie… No… Znaczy jasne, fajnie jest pomóc, zwłaszcza po tym co przeszła, ale… To chyba jeszcze nie czas na takie rozmowy…
- Jeszcze - zauważyła nie bez zadowolenia mama Neta, sącząc swoje smoothie z mądrą miną
- Zacznijmy od tego, że w tym kraju to i tak niełatwa ścieżka… - dodała mama Felixa
- Na całe szczęście wżeniłam się w familię prawniczą, co mi w sądzie wszystko załatwi - była wojskowa objęła wuefistkę ramieniem - Znaczy… Kiedyś. Jeśli młoda będzie chciała.
- Tylko mam nadzieję, że już w więcej kłopotów prawnych się ta “młoda” nie wpakuje… - pani Weronika westchnęła cicho, choć z jej twarzy nie schodził uśmiech
- Amen - ciocia Amelia pociągnęła smoothie ze szklaneczki
- Wszystkie tylko czarnowidzicie - stwierdziła Madame Josephine
- Za to pani jasnowidzi, tak? - zażartowała Alinka
- Dokładnie. I mówię, że wszystko dobrze będzie, więc nie martwmy się na zapas tylko cieszmy chwilą.
- Carpe diem - zgodziła się pani Weronika - Za to mogłabym wypić nawet coś więcej niż soczek.
- Mamo, ty tak poważnie? - wuefistka załamała ręce
- Mam jutro wolne, jest okazja…
- Ale tak w wigilię? Przy dzieciach? - Alinka teatralnie wyolbrzymionym gestem wskazała na wcinającą igły z choinki Prumcię
- Prumcia! - załamała się z kolei matka maleńkiej - Na choince wiszą pierniki i cukierki, a ty za igły się bierzesz? - poszła zagarnąć latorośl
- Ja pić nie mogę żeby panią Józię z Karolą odwieźć… - westchnęła Ula - Mama swoim samochodem przyjechała, więc też nie powinna pić procentów…
- Co, nie ugościcie mnie na noc? - teatralnie oburzyła się pani mecenas
- I tak będziemy spać w salonie, bo odkąd Nika się wprowadziła nie mamy gościnnego, a przecież pani Amelii nie odeślemy pociągiem w nocy…
Nika na dźwięk swojego imienia oderwała się na chwilę od laptopa, ale zaraz wróciła do rozmowy z resztą przyszłości narodu, gdy rozmowy dorosłych nie okazały się interesujące.
Dorośli ostatecznie nie sięgnęli po nic mocniejszego, stawiając na bycie dobrym przykładem dla młodych. A że bratosiostra zaczynali powolutku przysypiać, to Bieleccy wkrótce postanowili zbierać się do domu zapowiadając, że na drugi dzień świąt zapraszają na obiad do siebie. A i to tylko dlatego, że wcześniejszy dzień już zaklepała Madame Josephine. Tak czy inaczej zaczęło się rozdzielanie co kto zabierze do domu z tego, co zostało do zjedzenia. Batalia zajęła przynajmniej godzinę i pod koniec już nawet młodzież ciut przysypiała. W końcu jednak wszyscy porozjeżdżali się do domów, a przed domowniczkami pozostało najtrudniejsze zadanie: sprzątanie. Nika, Alinka i ciocia Amelia zostały z tym same, bo Ula pojechała robić za taksówkę, ale i tak poszło im dość sprawnie.
- To pierwsze święta od lat, których nie spędzam sama - przyznała w którejś chwili staruszka, zamiatając okolice choinki z igieł, których nie zjadła Prumcia
- Z rodziną raźniej… - zgodziła się Nika, pakując talerze do zmywarki
- Święta racja… - kobieta uśmiechnęła się czule - Dziękuję że zadzwoniłaś by mnie zaprosić.
- A mi bardzo miło, że ciocia zgodziła się przyjechać - dziewczyna również się rozpromieniła
Ciocia Amelia może nie należała do osób szczególnie wylewnych, ale serducho miała po właściwej stronie i wiedziała kiedy należy zainicjować rodzinnego przytula. Po nim zaś Nika zdobyła się też na wyściskanie Alinki, bo przecież ona też miała udział w tym jakże udanym wieczorze. A Ula zgarnęła przytula gdy wróciła.
- Dziękuję, że zgodziłyście się bym z wami zamieszkała… - Nika przysiadła na kanapie przy Alince i Uli gdy ciocia Amelia poszła zająć łazienkę
- Nie dziękuj, bo nie ma za co - powiedziała jej nauczycielka - Trzeba sobie pomagać. A już zwłaszcza przyszłości narodu. Taki belferski obowiązek.
- Nie żebyś była obowiązkiem - dodała szybko była wojskowa - Po prostu… Po tym co przeszłaś musisz zaakceptować, że ludziom na tobie zależy. Pozwolenie innym by nam pomagali nie zawsze jest łatwe, coś o tym wiem, ale… Warto.
Ruda nieśmiało objęła je obie, pociągając nosem z uśmiechem. Kobiety nie pozostały dłużne i przytuliły ją z dwóch stron, na kanapkę. I na to wszystko jeszcze wtarabanił się Szródi, żeby domowniczki przypadkiem nie zapomniały kto tu jest najważniejszy.
W otoczeniu swojej niestandardowej rodziny Nika poczuła się prawdziwie bezpieczna i szczęśliwa, jak w domu. Nawet po wypuszczeniu z objęć w sercu odczuwała pokaźne ilości ciepełek. Pchnięta tym uczuciem, odezwała się niepewnie:
- Alinka, Ula, mogę was jeszcze raz przytulić…?
Kobiety popatrzyły po sobie, zaskoczone. Jasne, już dawno i nie raz tłumaczyły "swojej młodej" że może im mówić po imieniu, bo na kij to całe paniowanie, ale to był pierwszy raz, gdy ruda się do tego zastosowała. Wymieniwszy zatem uśmiechy ponownie użyły manewru kanapkowego. I ojej, gdy tulenie się zakończyło, to chusteczki okazały się konieczne. Na szczęście Nika miała w kieszeni paczkę.
Nika Mickiewicz była bowiem osobą ponadprzeciętnie zaradną. I to już nawet nie patrząc na wiek, a przecież była nastolatką, czyli człowiekiem w stadium statystycznie skrajnie nieodpowiedzialnym. Ale miała swoją rodzinę, jakkolwiek niestandardową, i zdecydowana była wnieść do niej jak najwięcej. Nie tylko martwego kota.
Notes:
Komentarze będą wielce doceniane :3

Nisapi on Chapter 1 Fri 06 Dec 2024 02:45PM UTC
Comment Actions
KageSama on Chapter 1 Fri 06 Dec 2024 03:53PM UTC
Comment Actions
Myotismyotis on Chapter 1 Mon 09 Dec 2024 05:01PM UTC
Comment Actions
KageSama on Chapter 1 Mon 09 Dec 2024 05:05PM UTC
Comment Actions
Myotismyotis on Chapter 2 Fri 27 Dec 2024 12:47AM UTC
Comment Actions
KageSama on Chapter 2 Fri 27 Dec 2024 01:24AM UTC
Last Edited Fri 27 Dec 2024 01:25AM UTC
Comment Actions