Work Text:
Słońce zaszło już kilka godzin wcześniej i rozgrzane sierpniowym upałem ulice powoli zaczynały stygnąć. Życie miasta jednak nie zamierało, pod światłami neonów ludzie kłębili się jak mrówki.
Uważny obserwator mógłby zauważyć wśród nich grupę młodzieży, która wysypała się na ulice z nadwiślanych bulwarów i teraz żegnała się niespiesznie. Jedna po drugiej mniejsze grupki odłączały się od znajomych, by udać się na autobus, jadący w kierunku do domu. W końcu została ich czwórka, trzech chłopaków i dziewczyna.
- Na pewno nie chcecie, żeby was podrzucić? – zapytał Net, obejmując Nikę w talii – Mój tata zaraz tu będzie.
- Spoko stary. – Gilbert wcisnął ręce do kieszeni. – Nie ma sensu żebyście jeździli po całej Warszawie. Odwieźcie Nikę, a my sobie wrócimy metrem.
Net już otwierał usta, żeby powiedzieć, że to przecież żaden problem, kiedy w słowo wszedł mu Felix.
- Pod warunkiem, że zdążymy na ostatni pociąg, a on nam zaraz ucieknie. – Blondyn wcisnął kilka przycisków na swoim zegarku, ustawiając minutnik. – Musimy lecieć.
Nastąpiła sekwencja szybkich pożegnań, podczas których wszyscy wymienili uściski, a Net prawie pożegnał się z Niką, po czym chłopcy ruszyli w stronę zejścia pod ziemię.
Dystans, który mieli do pokonania nie był duży, ale atmosfera ostatnich dni wakacji nie zachęcała do pośpiechu.
- Deszcz na betonie, deszcz na betonie… - Gilbert zanucił pod nosem.
Felix spojrzał w niebo i wyciągnął przed siebie dłoń, ale poza łuną miasta nic nie przysłaniało migoczących gwiazd. Gilbert parsknął śmiechem.
- Czasem zapominam, że masz gust muzyczny pięćdziesięciodwulatka. Trzeba będzie nad tym popracować, dwudziesty pierwszy wiek ma sporo do zaoferowania!
- Ej! To wcale nie prawda! W sensie że mam taki gust… - Blondyn poczuł, że coraz bardziej plącze się pod rozbawionym spojrzeniem towarzysza. – A w ogóle to jak się będziesz tak wlekł to cię tu zostawię.
To powiedziawszy Felix rzucił się do biegu.
- Nie uciekniesz przed tym, że mam rację! – Gilbert zawołał do jego pleców, ale nie chcąc zostać w tyle pobiegł za nim.
- Minuta do odjazdu! – zegarek Felixa zapiszczał, gdy zbiegali po schodach. Blondyn jako pierwszy dopadł do bramek i wsunął bilet w szczelinę. – Pospiesz się, ucieknie nam!
- Nie ucieknie – zaśmiał się Gilbert – Jestem tuż za... Och!
Mina mu zrzedła, gdy maszyna wciągnęła jego bilet, zazgrzytała i zamilkła. Szarpnął raz i drugi za ramię kołowrotka, ale ono się nie poddało.
- Och? – Felix, który zdążył dobiec już do kolejnego ciągu schodów, zrobił szybki zwrot słysząc niepokój w głosie towarzysza i podbiegł, by nachylić się nad urządzeniem. – Och. Wygląda na to, że podajnik się zablokował. – Odgarnął włosy za ucho, szukając po kieszeniach multitoola. – To nie powinno być trudne do naprawienia.
Gilbert uśmiechnął się pod nosem. Felix przy pracy stanowił nie lada widok. Klęczał przy maszynie ze zmarszczonymi brwiami, mamrocząc trochę do siebie, a trochę do niej. Gilbert chętnie obserwowałby go dalej, ale rozproszony możliwością majsterkowania chłopak ewidentnie zapomniał o pośpiechu.
- Felix... Felek! – Blondyn, który już zabierał się do podważania panelu na boku urządzenia, podniósł na niego roztargniony wzrok. – Szkoda czasu, odsuń się.
Felix posłuchał, a Gilbert najpierw przerzucił plecak, a potem sam podciągnął się i przesadził bramkę jednym susem.
- Tak się kończy kasowanie biletów – podsumował, widząc zaskoczony wzrok towarzysza. Podniósł i otrzepał swoją pokrytą naszywkami kostkę. – Lecimy?
Pobiegli dalej. Im bardziej zbliżali się do peronu, tym jaśniejszym stawiło się, że nie zdążą. Sygnał zamykania drzwi dotarł do nich jeszcze w jego połowie. Gilbert rzucił się do przodu w ostatnim rozpaczliwym wysiłku zatrzymania pociągu, ale pojazd nieubłaganie zniknął w tunelu.
- Cholera! – Felix wyhamował tuż obok niego. – Prawie go mieliśmy.
- Co teraz?
- Uber? Albo wracamy i trzymamy kciuki, że tata Neta jeszcze nie przyjechał.
- Zadzwoń do niego, może na nas poczekają.
- Nie mam tu zasięgu – Felix spojrzał na ekran swojego telefonu. – Musimy najpierw wrócić na powierzchnię.
Gilbert pokiwał głową. Odwrócili się już w stronę wyjścia z peronu, ale zanim zdążyli na dobre opuścić stację, coś zwróciło uwagę bruneta.
- Jesteś pewien, że to był ostatni? – Gilbert spojrzał w stronę wylotu tunelu marszcząc brwi. – Chyba coś słyszę.
- To pewnie tylko echo. – Felix dla pewności spojrzał jeszcze raz na zegarek, którego wskazówki powoli zbliżały się do pierwszej w nocy. – Uciekł nam i tyle.
Jakby na zaprzeczenie jego słów, pociąg wtoczył się na peron. Gilbert bez zastanowienia skoczył do drzwi i wpadł do wagonu. Felix chciał zaprotestować, ale po ułamku sekundy zastanowienia pobiegł za nim. Drzwi zamknęły się bezszelestnie, niemal przytrzaskując kaptur jego bluzy.
W wagonie poza nimi nie było nikogo. Gdy pociąg ruszył z szarpnięciem, chłopcy opadli na siedzenia najbliższe drzwi.
- Uff... Mieliśmy szczęście – Gilbert westchnął, stukając bokiem stopy w but Felixa.
- Ewidentnie. Ale to dziwne, tego pociągu nie ma w rozkładzie.
- Znasz rozkład metra na pamięć? – Gilbert uniósł brwi w zdumieniu, po czym roześmiał się serdecznie. – Oczywiście, że znasz. Jest coś na co nie jesteś przygotowany?
Felix poczuł gorąco uderzające do jego policzków. Bezwiednie uniósł dłoń do twarzy, zaskoczony własną reakcją.
- Ja... No, staram się. Nigdy nie wiadomo co się wydarzy.
- Święta prawda. Na przykład spadająca rakieta i samobieżne kołpaki-roboty.
- A to nie była nawet najdziwniejsza rzecz, która wydarzyła się w tamtym miesiącu – zaśmiał się Felix.
- Aż boję się zapytać co było dziwniejsze od tego.
- Na ferie pojechaliśmy do pensjonatu prowadzonego przez trzy staruszki z nadprzyrodzonymi zdolnościami, z których jedna próbowała przeszczepić swoją świadomość do ciała Niki.
Felix nie był pewien, dlaczego właściwie to powiedział. Zwykle unikali opowiadania innym o swoich przygodach, wychodząc z założenia, że były trochę zbyt nieprawdopodobne by ktokolwiek im uwierzył. Spodziewał się wyśmiania albo niedowierzania, ale Gilbert tylko pokręcił głową.
- No dobra, rzeczywiście przebija dzieło życia mojego ojca. Ty prowadzisz naprawdę barwne życie, co?
Felix uśmiechnął się pod nosem.
- Można tak powiedzieć.
- I do tego skromny. Ale i tak założę się, że nie jesteś przygotowany zupełnie na wszystko. To jest po prostu niemożliwe.
- Sprawdź mnie. – Felix uśmiechnął się szelmowsko.
- Niech pomyślę. – Gilbert zastanowił się przez chwilę. – Dobra, spróbujmy. Śnieżyca w lipcu.
- Prosta sprawa. – Felix wyszczerzył się. – Koc termiczny, ogrzewacz do rąk, czekolada. I wracam do domu metrem, bo wszystko na powierzchni ziemi będzie stało w korku.
- Hmm... To ewidentnie było za proste. Druga próba: jesteś zamknięty w pokoju ze stadem wiewiórek.
- Co? – Felix zmarszczył brwi. – Dlaczego?
- Niezwykły zbieg okoliczności albo spisek rządowy. – Gilbert wzruszył ramionami – Przyczyna nie jest istotna, ty i gryzonie jesteście zamknięci razem. Jesteś przygotowany czy nie?
- Zależy... Czy te wiewiórki coś robią?
- Zaczynają się do ciebie zbliżać żądając orzeszków ziemnych.
- Koniecznie ziemnych?
- A masz jakieś inne?
- W sumie to nie…
- No widzisz. Zegar tyka, wiewiórki zaraz na ciebie wskoczą!
- Yyy... No pewnie mógłbym otworzyć drzwi i się wydostać.
- Widziałeś kiedyś wiewiórki w Łazienkach jak zwęszą frajera? Nie uciekniesz im.
Felix zaśmiał się.
- No dobra, to masz mnie. Nie jestem przygotowany na wiewiórki żądające okupu.
Gilbert wyrzucił pięść w powietrze, w geście tryumfu.
- Wygrałem! Pytanie jaka będzie moja nagroda...
- Nagroda? – Felix spojrzał na niego zdumiony.
- Zakład to zakład. – Gilbert wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ale nie było mowy o żadnej nagrodzie!
Gilbert uniósł brew.
- Próbujesz się wymigać!
- Wcale nie! – Felix zaprotestował, uciekając wzrokiem za okno. Chciał dodać coś jeszcze, ale zamarł, wpatrując się z uwagą w zewnętrze.
– Właśnie minęliśmy stację i nawet nie zwolniliśmy – stwierdził.
- Nie zmieniaj tematu – zaśmiał się Gilbert – To pewnie działa jak nocne autobusy, żeby wysiąść trzeba nacisnąć przycisk.
- Solidna teoria. – Felix pokiwał głową rozglądając się po wagonie. – Gdyby nie to, że drzwi w metrze otwierają się automatycznie. Tu nie ma żadnych przycisków.
- To... rzeczywiście brzmi jak problem. – To wreszcie przykuło uwagę Gilberta, który wstał i podszedł do wyjścia. – Masz rację, nic tu nie ma. – Zniechęcony zaczął przyglądać się ścianom wagonu. – O patrz! Hamulec bezpieczeństwa!
Niewiele myśląc pociągnął za zabezpieczenie, które trzasnęło i zostało mu w ręce. Gilbert spojrzał na kawałek plastiku z głupią miną. Koła pociągu wciąż miarowo stukotały pod nimi.
- Zawsze chciałem spróbować. Głęboko rozczarowujące doświadczenie. Co teraz? – spytał bezradnie – Masz coś w plecaku na taką okazję?
Felix przyklęknął i zaczął przeglądać swoje wyposażenie, jednocześnie uważnie przyglądając są podłodze.
- Metro jest zasilane z trzeciej szyny, więc tu pod podłogą powinno być jakieś okablowanie. A nie ma takich kabli, których się nie da odłączyć.
Wyciągnął z plecaka śrubokręt i zaczął opukiwać podłogę, ale po chwili zawahał się i zatrzymał.
- Źle się do tego zabieramy. Ten pociąg pewnie jedzie po prostu do jakiejś zajezdni. W końcu się przecież zatrzyma.
- Niby tak. – Gilbert uśmiechnął się szelmowsko. – Ale chciałbym zobaczyć jak ty to robisz.
Felix pokręcił z niedowierzaniem głową, ale uśmiechnął się do siebie. Odłożył śrubokręt i usiadł zaplatając ręce wokół kolan.
- Tata będzie się martwił – stwierdził z westchnięciem. – Gdziekolwiek wylądujemy, muszę do niego zadzwonić.
- To w sumie miłe. – Gilbert uśmiechnął się krzywo. – Moi starzy potrzebowaliby pewnie koło tygodnia, żeby zaczaić, że coś nie gra.
Felix zamarł, nie wiedząc co na to odpowiedzieć. Widząc jego dyskomfort Gilbert wzruszył ramionami.
- Ma to swoje zalety. Głównie wady.
Zapadła cisza. Felix bardzo chciał powiedzieć coś mądrego. Coś, co podniosłoby jego towarzysza na duchu. Ale brakowało mu słów. Żałował, że nie było z nimi Niki, ona była dobra w takich sytuacjach.
Jechali w milczeniu dłuższą chwilę. W końcu Gilbert szturchnął Felixa czubkiem buta.
- Sorry, nie chciałem skwasić atmosfery.
- Co? Nie! Ja... Przykro mi stary.
- Jest jak jest. – W głosie chłopaka obojętność była podszyta pewną goryczą. – Każdy ma jakiegoś bzika. Ty warsztat w plecaku, ja rodziców z Monty Pythona. Plus jest taki, że nie czeka mnie wykład na temat późnych powrotów. I mam doskonałą wymówkę dla dowolnych głupich pomysłów – zaśmiał się – Obciążenie genetyczne.
Felix uśmiechnął się słabo. Zanim zdążył znaleźć odpowiednią odpowiedź, zazgrzytały hamulce i pociąg zaczął tracić prędkość.
- To już? – Gilbert zaskoczony zerwał się na równe nogi.
- Coś za szybko – zgodził się blondyn.
Drzwi otworzyły się, ukazując pusty peron. Felix zmarszczył brwi.
- Nie kojarzę tej stacji.
- To chyba powinien być Targówek? – Gilbert rozejrzał się po ścianach. – Nie wiem, nie wysiadam tu nigdy.
- Może... Wygląda jakoś dziwnie.
- Nie ma ludzi, i twój mózg robi fikołka, bo spodziewał się tłumów. To chyba nawet ma jakąś nazwę, jak odwiedzanie szkoły wieczorem. Poza tym darowanej stacji nie patrzy się w peron.
- Pewnie masz rację. – Felix pokiwał głową. – Chodźmy zanim pojedzie dalej i znowu tu utkniemy.
Wysiedli i ruszyli w stronę schodów. Ich kroki odbijały się echem od okafelkowanych ścian.
- Trzeba będzie złapać taryfę. – Stwierdził Gilbert, wspinając się po schodach, przeskakując po dwa stopnie. – Będziemy w domu dobrze po drugiej.
Schody oświetlało tylko przytłumione chłodne światło dobywające się z ich szczytu. Mokry beton skrzył się w nim i połyskiwał. „Musiało rzeczywiście zacząć padać” przemknęło przez głowę Felixowi. „W końcu będzie chłodniej.”
Światło nad nimi zyskało na jasności. Chłopcy, przyzwyczajeni do półmroku podziemia musieli zmrużyć oczy. Gdy zrobili kolejny krok, poczuli w uszach zmianę ciśnienia, jak podczas jazdy kolejką górską...
I nagle znaleźli się z powrotem w wagonie metra. Światło było przytłumione, a otwarte drzwi ukazywały pusty peron.
- Okej. – Gilbert rozejrzał się niepewnie. – Jestem gotowy przyznać, że dzieje się tu coś dziwnego.
- Witaj w moim świecie – Felix uśmiechnął się półgębkiem – Właśnie dlatego noszę ze sobą małe wysypisko.
- Jeśli masz tam coś na tę okazję, to uznam twoje zwycięstwo pomimo wiewiórek.
- Sam nie wiem, musimy najpierw ustalić co tu się w ogóle dzieje. – Felix w skupieniu rozglądał się po wnętrzu pojazdu. Opukał uważnie otwarte drzwi, przyjrzał się fotelom i uchwytom dla stojących pasażerów, aż w końcu zajął się studiowaniem ścian. – Zobacz, zupełnie to przegapiliśmy.
Wskazał na jeden z plakatów oklejających wagon. Gilbert podszedł do niego i aż westchnął, gdy zrozumiał na co patrzy. Na plakacie znajdowała się trójka młodych ludzi. A przynajmniej tak można było pomyśleć, gdy patrzyło się na niego tylko kątem oka. Po bliższym przyjrzeniu się coś było nie tak. Twarze postaci były niepokojące. Obce, ludzkie tylko z pozoru. Gilberta przebiegł dreszcz, uciekł wzrokiem ku opisowi plakatu. Symbole go tworzące z grubsza przypominały litery, z pewnymi różnicami. B miało trzy brzuszki, obok niego stało coś, co mogło być H bez jednej z pionowych linii lub T obróconym na bok. Czymkolwiek były, nie układały się w żaden zrozumiały tekst.
- Co to jest?
- Ktoś, lub coś, może niezbyt zaawansowana sztuczna inteligencja, włożył sporo wysiłku w to, żeby zrekonstruować wagon metra.
- Po pierwsze, nie wiem czy spokój z którym to mówisz powinien mnie uspokoić czy wręcz przeciwnie. Po drugie, czemu ktoś miałby to robić?
- Może jeśli to odkryjemy dowiemy się też jak stąd uciec. – Felix przesunął się do kolejnego plakatu, przedstawiającego małą dziewczynkę z misiem. Z jej oczu wyzierała bezdenna pustka. – Chłopaka przeszedł dreszcz. – Ktoś ewidentnie nie poradził sobie ze szczegółami. Dlatego hamulec został ci w ręce, to był tylko rekwizyt. Właśnie!
Felix przesunął się wzdłuż ściany, do miejsce, gdzie powinien znajdować się hamulec bezpieczeństwa. Obudowa była pusta, uchwyt leżał pod nią na podłodze.
- Dalej urwany. To dobrze.
- Co nam to mówi? – Gilbert spojrzał na niego bez zrozumienia.
- Wiemy, że przed chwilą nas tylko teleportowało, a nie wrzuciło do świata równoległego.
- A to się zdarza?
- Czasami... W sumie technicznie to może być świat równoległy, ale bardzo bliski naszego – Felix przyznał, niepewny czy ta informacja nie będzie kroplą, która przeleje czarę niedowierzania Gilberta. Ten jednak pokiwał tylko głową z podziwem.
- Naprawdę barwne życie. Prawie zazdroszczę. No dobra, ale co teraz zrobimy? Ewidentnie miałeś rację, to nie jest Targówek. Ani w ogóle żadna inna stacja. Wyjść nie możemy, bo zaraz wrzuci nas z powrotem. Zostać nie możemy, bo stanie się… Niewiadomoco, ale nikt tego przecież nie zbudował dla beki.
- Musimy się wydostać, to jasne. – Felix zaczął przechadzać się wzdłuż wagonu, pocierając dłonią brodę. Gilbert przysiadł na siedzeniu, patrząc na niego uważnie. – Niech pomyślę. Skoro nie możemy wyjść peronem, zostaje nam jeszcze tunel. Ryzykujemy zgubienie się, ale wyjście tą samą drogą, którą się tu dostaliśmy brzmi chyba najrozsądniej.
- Warto spróbować. – Gilbert wstał, wzruszając ramionami.
Przeszklone drzwi na końcu pomieszczeniu rozsuwały się na boki po pociągnięciu dźwigni. Za nimi znajdował się kolejny wagon, który wyglądał niemal identycznie do tego, który właśnie opuścili. Jedyną różnią była migocząca świetlówka. Wilgotna podłoga migotała w jej elektrycznym świetle. Za kolejnymi drzwiami nic już nie rozpraszało ciemności. Felix podszedł do nich i szarpnął za klamkę. Ciemność za drzwiami wezbrała i spiętrzoną falą wlała się do wnętrza pojazdu. Gilbert odruchowo złapał Felixa za rękę i pociągnął go do tyłu.
Gęsta ciecz ominęła blondyna o milimetry, chlapiąc tylko na jego buty. Chłopak syknął z bólu, gdy jego trampki zaskwierczały i zaczęły dymić. Gilbert nie dał mu czasu na ocenę szkód, ciągnąc go ze sobą z powrotem do wagonu, który dopiero co opuścili.
Ciemność bulgotała i syczała, wyciągając ku nim macki, kapiąc i przelewając się. Wagon zdawał się rozciągać przed nimi, oddalając ich od bezpieczeństwa. Śmierdząca siarką i smołą maź była tuż za nimi, wyprzedzenie jej w pogoni do drzwi zdawało się nadludzkim wysiłkiem.
Gdy dotarli do nich po tym, co zdawało się wiecznością, Gilbert otworzył je gorączkowo i wepchnął do środka Felixa, samemu wskakując tuż za nim. Jedna z macek wystrzeliła do przodu, owijając się wokół jego szyi.
Gilbert krzyknął z zaskoczenia i bólu, lecz w tym momencie drzwi między wagonami wreszcie się zatrzasnęły, odcinając mackę, która zwiotczała i opadła na podłogę, gdzie zwinęła się i zastygła bez ruchu.
- Argh! – Gilbert złapał się za szyję, osuwając się po ścianie na podłogę.
Felix natychmiast przypadł do niego, wyciągając apteczkę z plecaka.
- Gilbert! Co ci jest? Możesz oddychać?
Brunet pokiwał głową, choć oddychał z wysiłkiem i niepokojącym świstem, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Felix poczuł zalewającą go falę ulgi. Delikatnie położył dłoń na ręce Gilberta.
- Hej, wszystko będzie dobrze, obiecuję – powiedział cicho – Pomogę ci, ale muszę zobaczyć co się stało.
Gilbert spojrzał na niego przerażonym wzrokiem, ale pozwolił blondynowi odsunąć swoje ręce od szyi i odsłonić ranę. Felix z trudem powstrzymał się przed reakcją. W poprzek szyi Gilberta rozciągała się purpurowa szrama o niemalże przypalonych krawędziach. Ostrożnie dotknął obrażenia, na palcach została mu oleista, parząca w dotyku ciecz, szybko wytarł ja w pobliskie siedzenie. Materiał natychmiast stopił się i sczerniał. Gilbert syknął i cofnął się odruchowo, niemal wciskając się w ścianę.
- Przepraszam. Nie krwawisz, to dobrze. Ale poza tym wygląda kiepsko. Spróbuję to oczyścić, zgoda?
Gilbert w milczeniu pokiwał głową i zacisnął powieki przygotowując się na nadchodzący ból. Felix rozłożył apteczkę i nasączył gazę antyseptykiem. Z przepraszającą miną przyłożył ją do szyi drugiego chłopaka, delikatnie przesuwając ją wzdłuż szramy. Gilbert starał się wytrzymać, zaciskając szczękę i oddychając ciężko, ale gdy ból stał się zbyt silny, po jego policzkach popłynęły łzy. Odruchowo sięgnął przed siebie i zacisnął palce na ramieniu Felixa. Ten w milczeniu uścisnął jego dłoń i kontynuował opatrywanie jedną ręką.
Gdy skończył, odrzucił gazę, która nasiąknęła mroczną cieczą.
- Już koniec – szepnął odgarniając kosmyk włosów z czoła Gilberta. – Możesz oddychać?
Zamiast odpowiedzi brunet wziął głęboki wdech, po czym spróbował przełknąć ślinę.
- Okay. – Felix westchnął z ulgą. – Odpocznijmy chwilę.
Oparł się o ścianę i przetarł dłonią twarz. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że jego druga ręka wciąż znajdowała się w uścisku Gilberta. Poczuł na policzkach gorąco, niemające nic wspólnego z tajemniczą czarną mazią. Delikatnie wyswobodził swoje palce, odkładając jego dłoń na podłogę.
- Dziękuję – głos Gilberta był nieco szorstki, jakby mówienie sprawiało mu trudność.
Felix uśmiechnął się bez przekonania. Obecne kłopoty nie były może bardziej niezwykłe, być może nawet nie trudniejsze niż te, w które zwykł się pakować z przyjaciółmi, ale tym razem był sam. „Nie sam” poprawił się w myślach „Gilbert tu jest.”
Właściwie to czyniło sytuację jeszcze gorszą. Gilbert nie był Netem ani Niką, zjawiska paranormalne i walka o przetrwanie nie były dla niego drugą naturą odkąd skończył trzynaście lat. No i już był ranny. Felix poczuł, że musi go z tego wyciągnąć. I to w jednym kawałku.
- Mam teorię – ciszę przerwał zachrypnięty głos bruneta. – Chcesz ją usłyszeć?
- Pewnie. – Felix otrząsnął się z zamyślenia.
- Kojarzysz te ryby głębinowe, które wabią swoje ofiary światełkiem? Mała rybka podpływa do niego myśląc, że zbliża się do powierzchni i wtedy CHAPS! – Rękami zaprezentował zamykające się szczęki wielkiej ryby. – Myślę, że ten pociąg jest światełkiem, my to małe rybki a to – wskazał na swoją szyję – jest początek trawienia.
Felixa przeszedł dreszcz.
- To ma sens.
- Szczerze? Miałem nadzieję, że stwierdzisz, że to bzdura.
Felix po raz kolejny rozejrzał się po wagonie, w nadziei, że zauważy coś, co wcześniej przegapił. Wszystko jednak wyglądało tak samo, fotele pokryte przetarta tkaniną, oblepione dziwacznymi plakatami ściany, migocząca chłodno świetlówka.
Świetlówka! Felix poderwał się na równe nogi, ciągnąc za sobą zdezorientowanego Gilberta. Miał rację, ciemność kłębiła się tuż za drzwiami ich wagonu, a pierwsze jej strużki już zaczynały wciskać się w szczeliny i wyciągać w ich stronę.
- Musimy uciekać! – Gilbert już cofał się w kierunku otwartych drzwi.
- Czekaj. Wrzuci nas tu z powrotem, prosto w sam środek tego czegoś.
- Przecież nie możemy tu zostać!
- Chodźmy tam – zdecydował Felix i pociągnął za sobą Gilberta do kolejnego pustego wagonu.
- Jak możesz być taki spokojny?! – w głosie bruneta pobrzmiewała panika – To wszystko na nic, te cienie zaraz dotrą też tutaj.
- Pewnie tak – Felix bez zatrzymania przemierzał alejkę między siedzeniami. – Ale ten pociąg musi kiedyś się skończyć.
- To nie zabrzmiało tak pocieszająco jak myślałeś!
Felix nie odpowiedział. Dopadł już do kolejnych drzwi. Tym razem zrobione były z litej stali, bez szyby w środku. Szarpnął za klamkę, ale ta nie ustąpiła.
- Bingo!
Przyklęknął na podłodze i wyciągnął z plecaka klucz uniwersalny, zawahał się przez chwilę, ale z racji braku dziurki od klucza zamienił go na śrubokręt.
- Obserwuj lampy, powiedz mi, gdyby zaczęły migać – polecił Gilbertowi, który mimo malującego się na jego twarzy przerażenia posłusznie wbił wzrok w sufit.
Felix wbił śrubokręt pomiędzy skrzydła drzwi, poprawił kolejnym uderzeniem i oparł się na jego końcu, próbując stworzyć dźwignię. Powoli, milimetr po milimetrze drzwi zaczęły się rozsuwać. W powstałą szparę wsunął najpierw palce, potem kolano, rozpychając ją tak bardzo jak był w stanie. Złapał każde ze skrzydeł jedną ręką i rozszerzył przejście na tyle, by dało się przez nie przecisnąć.
Za drzwiami znajdowała się kabina motorniczego. Pomieszczenie było pogrążone w półmroku, jednak była to zupełnie zwyczajna, nieruchoma ciemność. Upewniwszy się, że w środku jest bezpiecznie. Felix zawołał do Gilberta. Ten oderwał wzrok od lamp i czym prędzej przecisnął się obok Felixa, który poczekał tylko aż jego towarzysz znajdzie się wewnątrz by wskoczyć tuż za nim i pozwolić drzwiom zatrzasnąć się ponownie.
- To powinno dać nam chwilę.
- Ale co dalej? – Gilbert rozejrzał się nerwowo po kabinie – stąd już nie ma ucieczki.
- Teraz to ja mam teorię.
- Zamieniam się w słuch.
- Czymkolwiek są te cienie, pojawiły się dopiero gdy zatrzymaliśmy się na tej niby stacji, a w pociągu byliśmy już dłuższą chwilę. Więc może nie musimy z niego uciekać i wystarczy ruszyć dalej, żeby zostawiły nas w spokoju.
- Może... – Gilbert zerknął przez ramię – To chyba i tak nasza najlepsza opcja. Widzę tylko jeden problem. Będziemy musieli ruszyć tę kupę żelastwa z miejsca.
- Uwierz lub nie, to nie jest takie trudne. No, pod warunkiem, że cokolwiek stworzyło ten pociąg przyłożyło się do szczegółów w tej części.
- Chcesz mi powiedzieć, że prowadziłeś już kiedyś metro?
- Nie metro, ale taką zwykłą lokomotywę. Powierzchniową.
Gilbert spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Felix wzruszył ramionami z zawstydzonym uśmiechem.
- Barwne życie, pamiętasz?
- W sumie to nie wiem, dlaczego dalej mnie to dziwi. Będziesz musiał mi kiedyś opowiedzieć o tym wszystkim. Ale na razie zabierajmy się stąd.
Felix pokiwał głową i zabrał się do wciskania kolejnych przycisków na desce rozdzielczej. Większość z nich zdawała się we mieć żadnego efektu, a działanie pozostałych wymykało się wszelkiej logice, ale po przekręceniu pewnej gałki urządzenia obudziły się do życia.
Kilka kolejnych przycisków, dźwigni i pokręteł później koła pociągu zazgrzytały i pojazd zaczął powoli i niechętnie toczyć się do przodu.
- Mamy to! Mam tylko nadzieję, że to wystarczy.
Felix odetchnął spokojniej, w skupieniu przyglądając się drodze przed nimi. Sam nie był pewien czy oczy go nie myliły, ale daleko przed nimi zdawało się świecić światło. Z tego skupienia wyrwał go głos Gilberta.
- Felek... Jest szansa, że to pojedzie szybciej?
- Nie rozpracowałem jeszcze przyspieszania, czemu? – blondyn zerknął przez ramię. To co zobaczył było odpowiedzią samą w sobie. Gęste macki ciemności, kontrastujące nawet z półmrokiem kabiny, wlewały się do wnętrza pod drzwiami. Na podłodze zaczęła się już tworzyć kałuża.
Gilbert cofnął się kilka kroków aż w końcu oparł się plecami o deskę rozdzielczą. Felix wyciągnął rękę, w próbie osłonięcia go od niebezpieczeństwa. Kałuża rosła, w kabinie zrobiło się zdecydowanie cieplej, a zapach przyprawiał ich o mdłości.
Felix gorączkowo próbował zwiększyć prędkość pojazdu. Rozpaczliwie przełączając wszystko co znalazło się w zasięgu jego rąk, miał wrażenie, że przymusza do posłuszeństwa krnąbrną istotę. W końcu jednak pociąg przyspieszył. Teraz był już pewien, że przed nimi majaczyło światło kolejnej stacji.
Krąg jasności rósł, chłopcy musieli już zmrużyć oczy, ale napastnik nie dawał za wygraną. Felix i Gilbert wskoczyli na deskę rozdzielczą by uniknąć wyciągających się do nich macek. Ciemność bulgotała i skwierczała wściekle, jakby czując, że ofiary wymykają się z jej sideł.
Wjechali na peron. Elektryczne światło zalało wnętrze kabiny. Pełznące macki zamarły, zasyczały, a potem zniknęły tak, jakby nigdy ich nie było. Chłopcy odczekali chwilę by uspokoić pędzące serca i rozdygotane dłonie zanim ostrożnie zeszli na podłogę. Gilbert uważnie przyjrzał się podłodze, ale droga była czysta.
Powoli ruszyli w kierunku wyjścia, ale gdy stało się jasne, że ciemność naprawdę zniknęła, obaj rzucili się do biegu.
Zatrzymali się dopiero na chodniku przed wejściem do metra.
- Co to kurka siwa miało być?! – Zdyszany Gilbert usiadł na krawężniku. – Przecież to nas już prawie miało.
- Mieliśmy dużo szczęścia. – Felix usiadł obok niego, opierając się ramieniem o jego ramię.
- Nazywasz to szczęściem? – Brunet spojrzał na niego z niedowierzaniem.
Felix wzruszył ramionami.
- Ostatecznie dobrze się przecież skończyło. – Poczuł się głupio, mówiąc to gdy Gilbert wciąż wyglądał na wstrząśniętego, więc dodał szybko – Nie będę udawać, że mnie to nie ruszyło, ale przecież mogło być gorzej…
- Powiedz mi to jeszcze raz jutro, może uwierzę.
- Tak zrobię. Może… – Felix zawahał się, czując jak jego policzki oblewa rumieniec, ale zebrał się w sobie i wyksztusił. – Może chciałbyś pójść na lody? Po czymś takim dobrze jest zrobić coś normalnego i nie wiem jak ty, ale ja nie mogę się doczekać aż wyjdę na słońce. A poza tym wygrałeś ten zakład i…
- Felix! – Gilbert przerwał mu z uśmiechem – Bardzo chętnie.
Nad ich głowami sygnalizator świetlny migał na pomarańczowo. Miasto żyło dalej, rozgrzanymi powierzchniami ulic oddzielając proste i rozpędzone życia ludzi od swoich pilnie strzeżonych tajemnic.

KageSama Tue 25 Mar 2025 08:42PM UTC
Comment Actions
mimbla (Doctors_girl) Mon 07 Apr 2025 01:44PM UTC
Comment Actions
Jade_Blooded Thu 27 Mar 2025 09:13PM UTC
Comment Actions
mimbla (Doctors_girl) Mon 07 Apr 2025 01:45PM UTC
Comment Actions
Retosia Sun 13 Apr 2025 01:43PM UTC
Comment Actions
mimbla (Doctors_girl) Sun 13 Apr 2025 02:02PM UTC
Comment Actions